Dyrektor Elektrowni Roman Walkowiak uważa że działania aktywistów Greenpeace nie były pokojowe. Jeden z ochroniarzy został poturbowany. Udzielono mu pomocy medycznej w szpitalu. Ochrona zakładu straciła też dwie krótkofalówki. Jedna z nich wpadła do wody w misie pod chłodnią kominową. Drugie urządzenie zabrali ekolodzy, którzy wdrapali się na jej szczyt.
- To pobicie, zagarnięcie mienia i naruszenie miru domowego - uważa dyrektor Walkowiak.
Ekolodzy, którzy dostali się na teren zakładu byli dobrze do tego przygotowani.
- Użyli specjalnych mat do sforsowania siatki ostrzowej o najwyższym standardzie ochrony. Używa się jej do ogradzania obiektów militarnych - dodaje dyrektor.
Jego zdaniem ochrona nie była w stanie zapobiec działaniom ekologów. Pracowników ochrony było tylko 7. Ochrona zakładu opiera się głównie na systemie monitoringu i profesjonalnym ogrodzeniu.
- Nie ma takiej elektrowni, która może zapobiec takim akcjom. Nie mamy uprawnień do stosowania przeciwko tym ludziom siły - mówi Roman Walkowiak.
Jeśli prokuratura postawi zarzuty uczestnikom protestu, sprawią zajmie się sąd. Po poprzedniej akcji Greenpeace, był on łaskawy dla ekologów. Wówczas sprawę warunkowo umorzono.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?