Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rolnik z Mysłakowic zabił się, gdy skarbówka zaczęła windykację. Wjechał do jeziora Pilchowickiego

Alina Gierak
Przypuszczenia, że mężczyzna, który w czwartek wieczorem skoczył samochodem do jeziora w Pilchowicach, by popełnić samobójstwo, potwierdziły się. List, który odnalazła w pokoju męża Wanda G. (nazwisko znane redakcji), nie pozostawia wątpliwości.

Do mojej śmierci pośrednio przyczyniła się kontrola UKS, a w szczególności pani (tu pada nazwisko pracownicy Urzędu Kontroli Skarbowej w Jeleniej Górze) – napisał Jan G., mieszkaniec Mysłakowic.

Na kartce A4, drobnym, starannym pismem opisuje jak tracił wiarę, że uda mu się utrzymać gospodarstwo, wygrać z urzędnikami skarbowymi. Mówi o swojej rozpaczy, że nikt go nie słuchał, że został sam ze ścianą urzędowej obojętności. Przez dwa lata, od czasu gdy zaczęła się kontrola skarbowa, jakoś się trzymał. - Ale czuł się zaszczuty, w końcu nie wytrzymał – mówi cicho pani żona 56-latka. - Mówił, że czuje jak zaciskają mu pętlę wokół szyi.

O tym szokującym zdarzeniu pisaliśmy tutaj.

List o tym kogo trzeba winić za jego śmierć pan Jan napisał 28 maja. 13 czerwca załączył list do żony. Krótki, prywatny. Spiął obie kartki, włożył do szuflady, wsiadł do auta. Pojechał do Pilchowic. Rozpędził samochód i wskoczył do zbiornika. Nie udało się go ocalić.
Ostatni rozmawiał z nim przez telefon Patryk, 22 -letni syn. - Błagałem, by wrócił do domu Ale powiedział tylko, że mam do końca załatwić jego sprawę – opowiada smutno.

Dla Partyka G. rzecz jest teraz jasna. Musi teraz udowodnić, że ojciec nie był hochsztaplerem i przestępcą skarbowym. Dla młodego mężczyzny walka się zaczyna. Także o utrzymanie ojcowizny.
A nie będzie to łatwe. Bo do spłacenia jest 1 mln zł 200 tys. zaległych podatków, których domaga się Urząd Kontroli Skarbowej w Jeleniej Górze.

Co zarzucono Janowi G.? Prowadzenie pozarolniczej działalności gospodarczej w postaci obrotu ziemią – wyjaśnia Janusz Borowy, doradca podatkowy, pełnomocnik pana Jana.
UKS stwierdził, że od sprzedaży działek Jan G. ma zapłacić podatek dochodowy od osób fizycznych (PIT). Wydał decyzje dotyczące transakcji z lat : 2006, 2007, 2008 i 2009. Dodatkowo za lata 2008- 2009 nakazał zapłatę podatku VAT. Wyszło w sumie 700 tys. zł.

Pan Jan się odwoływał, kwota rosła. W 2013 roku wraz z odsetkami wynosiła już 1 mln 200 tys. zł. Mężczyzna tracił nadzieję na pozytywne rozwiązanie. Tym bardziej, że Izba Skarbowa we Wrocławiu podtrzymała decyzję UKS w Jeleniem Górze dotyczącą transakcji za lata 2006-2007. Sprawa trafiła do WSA. Terminu na razie nie wyznaczono.

Ojciec nie mógł się pogodzić ani z tym wyliczeniem, ani z potraktowaniem go jak handlarza ziemią - mówi Patryk. Razem z rodzicami prowadzi hodowlę krów. Mają ich około 70, do tego pola , maszyny, obory, chłodziarka do mleka i inne urządzenia.
- Co ojciec zarobił na sprzedaży działek, inwestował od razu w gospodarstwo – tłumaczy Roksana, córka pana Jana. - Nie wydał milionów na
willę z basenem. Sam zgłaszał do Urzędu Skarbowego te transakcje. Nikt nigdy nie miał zastrzeżeń – dodaje Patryk.

Państwo G. przejęli gospodarstwo od ojca pana Jana. Prowadzą je od 1976 roku. Raz było lepiej, raz gorzej, ale dawali radę. Aż do tej pory... Pan Jan załamał się kompletnie, gdy Urząd Kontroli Skarbowej wysłał decyzje dotyczące lat 2006-2009 do Urzędu Skarbowego w Jeleniej Górze, który wszystkim nadał klauzulę natychmiastowej wykonalności. To oznaczało zablokowanie konta bankowego. Nie było z czego kupić paszy, zapłacić za prąd, normalnie funkcjonować.

- Urząd Skarbowy nie musiał tego robić – mówi Janusz Borowy. - Przepisy mówią, że klauzulę natychmiastowej wykonalności wydaje się w wyjątkowych sytuacjach, wobec ludzi, którzy mogą ukrywać swój majątek -tłumaczy.

A u pana Jana wszystko było jak na dłoni: ziemia, maszyny, dom. Zanim udało się sprawić, by Urząd Skarbowy w inny, mniej uciążliwy sposób, zabezpieczył swoje interesy, pan Jan stał się kłębkiem nerwów. Bał się, że gospodarstwo, które budował przez lata dla trójki dzieci i trójki wnuków może zająć komornik. - Ojciec chciał się z nim dogadać – opowiada Patryk. Mówił: weźcie działki. - Słyszał w odpowiedzi, że zajmą mu dom i maszyny- relacjonuje rodzina pana Jana. - A przecież zabezpieczony na hipotekach majątek wielokrotnie przekracza wartość naszego długu – wylicza pani Wanda. - Wystarczyło podejść do naszej sprawy mniej schematycznie i urzędowo- dodaje zrozpaczona.

Następnego dnia po tragedii rodzina G. pojechała do jeleniogórskiej skarbówki. - By im powiedzieć, że bezdusznym podejściem zabili człowieka – tłumaczy siostrzenica pana Jana. Usłyszeli, ze urzędnikom jest przykro. I że postępowali zgodnie z prawem.
Beata Klimowicz – Kmieć wicedyrektor zamiejscowego oddziału UKS w Jeleniej Górze twierdzi, że nie może rozmawiać na temat tego zdarzenia.

-Jesteśmy związani tajemnicą skarbową. Szczegóły kontroli są jawne dla podatników, nie możemy ujawniać ich opinii publicznej – wyjaśnia urzędniczka.

Przyznaje jedynie, że Urząd Kontroli Skarbowej prowadził postępowanie kontrolne dotyczące Jana G i je zakończył. Podatnik miał prawo odwoływać się od decyzji UKS.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jeleniagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto