Źle się dzieje, kiedy człowiekowi brakuje różnych rzeczy. Nie chodzi o pieniądze, ale raczej o uczucia. Bohaterom „Pani Furii” brak właściwie wszystkiego: empatii, wstydu, zrozumienia drugiego człowieka, bliskości, miłości. Jakbyśmy byli z tych braków utkani, przez co sami jesteśmy, jeśli można tak powiedzieć, wybrakowani.
Bohaterowie Grażyny Plebanek cierpią na najróżniejsze braki, których konsekwencją jest wszechogarniająca furia, a inną, najważniejszą konsekwencją jest cierpienie.
W fabularnej warstwie Grażyna Plebanek opowiada o Alii, dziewczynie z Konga, która do Brukseli przyjeżdża jako dziecko. Nie ma oparcia w rodzinie, więc szuka wspólnoty, która da jej poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. Alia wstępuje do policji, wielonarodowego i wielokulturowego oddziału. Ów oddział ma tajną misję: tropi imigrantów i rozprawia się z nimi.
Alię zagrała perfekcyjnie Dominika Kimaty, znana części publiczności oglądającej telewizyjne seriale. Aktorka na co dzień występuje jako Sara w „Barwach szczęścia”. Tu sprawdziła się znakomicie, jako boksująca, poszukująca prawdy, ciekawa życia i rozczarowana, drobna dziewczyna.
Partneruje jej ojciec (Wiesław Cichy), gawędziarz z Kinszasy. Jest nieudacznikiem, ale córce dał dumne imię „odziedziczone” po Muhammadzie Alim. Nie darmo została poczęta w noc, kiedy to w 1974 roku Ali walczył z George’em Foremanem. Ojciec może i jest nieudacznikiem, ale za to przyjmuje bokserskie ciosy córki wytrwale i ze zrozumieniem. Widać, że sam boksuje lub boksował. Być może dzięki niemu Alia staje się niezależną i silną kobietą. Ale chyba nawet sama nie spodziewała się, że pierwsze, co usłyszy w swoim oddziale, to rasistowskie „żarciki” kolegi.
Ostro o Europie i o Polsce
O ile Grażyna Plebanek pisze o stosunkach panujących w Brukseli, będącej odpowiednikiem dużego europejskiego miasta, mieszanki kulturowej, narodowej, o tyle Jadwiga Juczkowicz, dramaturżka przedstawienia, w dopisanym wątku jednym z bohaterów uczyniła Wrocław. Bo z Wrocławia – także sporego miasta polskiego – pochodzi Anielka.
Anielkę, subtelną, delikatną blondynkę z potwornym sercem gra równie świetnie, jak Alię Dominika Kimaty, Katarzyna Pilichowska. Wątek jej bohaterki, wychowanej przez matkę (bardzo dobra Elżbieta Golińska) na „prawdziwą Polkę” miał przybliżyć obie furie: europejską i polską, a problem obcości w społeczeństwie uczynić bliższym widzowi. Sama w sobie polska opowieść jest interesująca i bardzo dobrze zagrana. Jednak szkoda, że w pewnym sensie Anielka przesłania Alię, a polskie piekiełko (swoje miejsce znalazła tu nawet znana wszystkim fraza „raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę”) przypomina bagno. W którym, o dziwo, nawet dobrze się czujemy, jest przecież znane z codzienności, a na scenie trafnie opakowane. I oczywiście czytelne.
Wystarczyłaby mi Alia z jej problemami, by zagłębić się w opowieść o narodzinach agresji i przemocy. Świat, nie tylko Europa, zmierza ku zagładzie, fundowanej przez takie społeczeństwa. I nie jest to europejska czy polska egzotyka, ale codzienność.
Ostatnie przed remontem Współczesnego spektakle "Pani Furii" można obejrzeć od 20 do 25 maja o godz. 19.15 na scenie przy ul. Rzeźniczej 12.
Grażyna Plebanek, „Pani Furia”, reż.: Krzysztof Czeczot, dramaturgia: Jadwiga Juczkowicz, scenografia i kostiumy: Dawid Zalesky, muzyka: Maciej Zych, reż. światła: Jakub Lech. Prapremiera 19 maja we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?