Choć od kiedy zaczął śpiewać, kojarzy się raczej z jesienią, w Katowicach przywita nadchodzącą wiosnę (w obliczu 30-stopniowego mrozu brzmi to cokolwiek obco). Choć jest starszy od Elvisa Presleya (rocznik 1934), a jego songi brzmią dziś bardziej depresyjnie niż kiedykolwiek, jego kariera wciąż nabiera rozpędu.
Pomyśleć, że gdyby nie przekręt menedżerki, która sprzeniewierzyła majątek artysty, gdy on sam zostawił troski świata i poświęcał się medytacji w klasztorze, Cohena moglibyśmy wyłącznie wspominać. Z widmem bankructwa przed oczami, Leonard wrócił. Co najważniejsze, na dobre i mruczący jak kiedyś.
Do Polski przyjedzie po raz czwarty, po raz pierwszy wystąpi na Śląsku. Gdy koncertował po raz pierwszy, w 1985 roku, miał kontakt z Lechem Wałęsą i wsparł ideę "Solidarności", za co przestano go nadawać w Polskim Radio. Cohen i tak nie potrzebował dodatkowej reklamy, bo sale koncertowe wypełniał wtedy do ostatniego miejsca.
W naszym kraju trafił pod strzechy dzięki Maciejowi Zembatemu, który "Suzanne", "Famous Blue Raincoat" czy "Hallelujah" z dużym wdziękiem śpiewał po polsku. Paradoksalnie, nad Wisłą był wówczas bardziej popularny niż w ojczystej Kanadzie.
W marcu w Spodku bard zagra w ramach trasy Deutsche Bank Invites Leonard Cohen World Tour 2010. Towarzyszyć mu będzie dziewięcioosobowy zespół muzyków z różnych krajów. Koncert rozpocznie się o godz. 19 i potrwa aż trzy godziny (z jedną przerwą). Usłyszymy największe przeboje Leonarda z różnych epok jego twórczości. Bilety można kupować już od poniedziałku na
www.ticketpro.plKosztują od 110 do 475 zł.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?