Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziewięć lat temu Polskę sparaliżowała wiadomość o tragicznej katastrofie w Smoleńsku. [ZDJĘCIA]

Renata Zdanowicz
Żałoba po katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem i śmierci 96. ofiar tragedii
Żałoba po katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem i śmierci 96. ofiar tragedii Archiwum tygodnika Dzień za Dniem
Minął najtragiczniejszy tydzień w historii współczesnej Polski. W katastrofie samolotu prezydenckiego, 10 kwietnia, zginęło 96 osób, członkowie rodzin katyńskich, urzędnicy państwowi na czele z Prezydentem RP oraz byłym Prezydentem RP na uchodźstwie, parlamentarzyści, dowództwo wojskowe, duchowieństwo i, oczywiście, załoga samolotu. Przez tydzień Polska była na ustach całego Świata. Tak w artykule „Tydzień żałoby narodowej” pisał tygodnik Dzień za Dniem (Nr 16/2010)

Także mieszkańcy Świebodzina i okolic uczcili pamięć ofiar. Zaraz w tę tragiczną sobotę pod Pomnikiem Niepodległości wartę pełnili harcerze, zapalono znicze a starosta świebodziński złożył wiązankę kwiatów. Nazajutrz po katastrofie, w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego odprawiona została msza św. w intencji ofiar. W ciągu tygodnia kilkaset osób wpisało się do Księgi Kondolencyjnej.
W piątek, 16 kwietnia, radni miejscy zebrali się na uroczystej sesji i podjęli uchwałę W sprawie uczczenia pamięci Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i Wszystkich tragicznie zmarłych podczas katastrofy lotniczej w Smoleńsku.
Następnie w kościele pw. NMP Królowej Polski odbyła się msza św. ku czci ofiar katastrofy. Uroczysty charakter nabożeństwa nadały poczty sztandarowe świebodzińskich strażaków, kół łowieckch, szkół, policjantów oraz organizacji. Burmistrz wraz z radnymi złożyli kwiaty – 96 róż. Każda z nich symbolizowała jedną z ofiar smoleńskiej tragedii.
W sobotę o godz. 8.56 oraz w południe i w niedzielę wycie syren przypominało tragiczne wydarzenie.

Ireneusz Żurek ze Świebodzina miał w Warszawie do załatwienia wcześniej zaplanowane sprawy. Dzień po katastrofie, w niedzielę, zostało mu trochę czasu do odjazdu pociągu. - Nie miałem pomysłu, co z tym czasem zrobić, ale odczuwałem potrzebę pójścia pod Pałac Prezydencki - opowiada. - Idąc, zobaczyłem dużo ludzi, jakby jakaś siła, magnes ciągnął wszystkich w tamtym kierunku. W pewnym momencie zorientowałem się, że policja zamknęła ulice, wstrzymała ruch samochodów. Ludzie szli chodnikami, jezdnią. Wielki potok.
Im bliżej pałacu, tym tłum był większy. Dziennikarze telewizyjni zaczepiali ludzi, wielu chętnie wypowiadało się do kamery. Wszyscy byli poważni. Co się rzucało w oczy? Ilość zniczy, lampionów, kwiatów, także na ulicach, nie tylko przed Pałacem. Ludzie stawiali znicze gdzie tylko było możliwe, kwiaty okrywały nawet budki telefoniczne. Na świeżo rozdawany był specjalny dodatek do gazety ze zdjęciami ofiar. Pojawiły się natychmiast stoiska ze zniczami, kwiatami, chorągiewkami.
- Tak jak dla wszystkich, również dla mnie było to naprawdę duże przeżycie - kończy relację Ireneusz Żurek, zawodowy strażak, który nie jeden ludzki dramat już widział.

Łukasz Maciesza z Mostek (gm. Lubrza) do Warszawy w weekendy jeździ bardzo często. W tydzień po katastrofie także pojechał. W sobotę ze swoją dziewczyną wyruszył rano pod Pałac Prezydencki, wiedząc, że się nie dostaną do środka. - O godz. 8.56 jechaliśmy jeszcze spóźnionym autobusem - opowiada. - Zaczęły wyć syreny, dosłownie czas jakby się zatrzymał. Ludzie tak ja szli, tak się zatrzymali, zastygli na minutę, po czym jakby ktoś kadr pstryknął - ruszyli. Niesamowite i wzruszające.
Pan Łukasz przez tydzień śledził doniesienia medialne w telewizji i w radiu. - Na miejscu te emocje są wyższe - przyznaje. - Było bardzo dużo ludzi, udzielał się efekt tłumu, tym bardziej, kiedy się jest w pobliżu miejsca, gdzie leżą szczątki pary prezydenckiej.
Silne wrażenie robił nie tylko tłum, ale poszczególni ludzie, zwłaszcza małe dzieci, którym rodzice cierpliwie tłumaczyli te wydarzenia.
- Kiedy po godz. 9.00 szliśmy pod pałac, wszyscy podążali w tę samą stronę, mało kto wracał - relacjonuje. - Byliśmy ściśnięci. Kiedyś ten plac wydawał mi się bardzo duży - w tym momencie znacznie mniejszy. Kiedy chcieliśmy wrócić na Plac Piłsudskiego, musieliśmy się przeciskać. Cały teren zastawiony był zniczami. Dotarliśmy przed godziną dziesiątą, żeby zobaczyć chociaż przygotowania do uroczystości. Wróciliśmy do domu, by móc obejrzeć ceremonię pogrzebową w telewizji.
Łukasz Maciesza miał do spełnienia misję, którą powierzyła mu mała dziewczynka. Sześcioletnia Hania Kucała z Lubrzy, kiedy dowiedziała się od swojej mamy, że znajomy jedzie do Warszawy, namalowała dwie laurki dla pary prezydenckiej. Pan Łukasz przekazał rysunki harcerzom, którzy złożyli je w powodzi zniczy, kwiatów i zdjęć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swiebodzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto