Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gienek Loska prywatnie, we Wrocławiu... Zobacz zdjęcia

Aleksandra Buba
Gienek Loska prywatnie, we Wrocławiu
Gienek Loska prywatnie, we Wrocławiu Tomasz Hołod
Pierwsze pieniądze zarobił, grając na gitarze w metrze, w stolicy Białorusi. Później grał na ulicach stolicy Dolnego Śląska. Dziś podbija serca Polaków, śpiewając w TVN-owskim show "X Factor". O Gienku Losce pisze Aleksandra Buba.

Muzyczna podróż Gienka Loski, dobrze znanego wrocławianom ulicznego barda, który w ciągu kilku ostatnich miesięcy podbija serca widowni w programie "X Factor", zaczęła się od ballad Scorpionsów. Był jeszcze nastolatkiem, kiedy zakochał się w ich muzyce.

- W Moskwie działało wówczas Archiwum Muzyki Popularnej, wysyłało się tam pieniądze z zamówieniem, a oni przysyłali płyty - wspomina muzyk. - Scorpionsi byli bardzo popularni w tamtych czasach, nawet dostali od Gorbaczowa złotą płytę - dodaje.

Dwóch pierwszych płyt zespołu słuchał na okrągło i to właśnie ich utwory ćwiczył na swojej pierwszej gitarze - bułgarskim orfeuszu. - Wtedy nie przyszłoby mi do głowy, że będę kiedykolwiek rozmawiał z wytwórnią Sony, tą samą, która wydała płyty Scorpionsów - przyznaje.

Gienek zaczął grać, kiedy miał 13 lat. - Proszę sobie wyobrazić kolesia z włosami zarzuconymi do tyłu, chociaż nie długimi piórami, w skórzanych albo i udających skórzane spodniach i biżuterii zrobionej z drutu - odmalowuje swój pierwszy artystyczny wizerunek Loska. - Myślałem, że zrobię na wszystkich wrażenie, tymczasem ludzie patrzyli na mnie jak na idiotę - śmieje się dzisiaj muzyk. I chociaż gitara robiła wrażenie na dziewczynach, to za taki wygląd można było nieźle oberwać.

- Dzięki temu nauczyliśmy się z bratem bić, ćwicząc razem i podnosząc ciężary, do dziś mi trochę z tego zostało - przyznaje muzyk.
Pierwszy zespół, jak go określa, nawet nie garażowy, a podwórkowy założył jeszcze w podstawówce.

- Próby odbywały się w szkole, gdzie pozwalał nam ćwiczyć nasz nauczyciel wiedzy wojskowej Anatolij Wasilewicz, który sam był wielkim fanem Beatlesów - wspomina muzyk. Pierwsze pieniądze zarobił z gitarą w mińskim metrze.

- Pamiętam to dobrze, bo dostałem wtedy papierowego rubla, a nie byle jaką kopiejkę. Wtedy już wiedziałem, że to jest właśnie to, co chcę robić - wspomina dzisiaj.
Do szkoły średniej przeprowadził się z rodzinnego Białoozierska do Grodna. Trafił do szkoły o profilu kulturalno-oświatowym, ale nie zagrzał tam długo miejsca - po roku wybrał granie. Miał 17 lat, kiedy przyjechał do Polski, to był 1992 rok. Na początku z Andrzejem Makarewiczem, z którym wspólnie założyli zespół Seven B, koncertowali w Białymstoku i Augustowie. Nie wahał się, kiedy pojawiła się propozycja, żeby pomieszkać miesiąc w Krakowie u kolegi w akademiku. Miesiąc zmienił się w kilka lat. W tym czasie grał na tzw. stricie, czyli na ulicy (od angielskiego street - ulica) i zyskiwał coraz większą popularność jako wokalista zespołu Seven B.

Do Wrocławia przyjechał za żoną. Z Agnieszką poznali się na koncercie w Ostrowie Wielkopolskim. Oświadczył się jej już po miesiącu. Kiedy pytam, czy była zaskoczona, odpowiada z uśmiechem:
- To u nas rodzinna tradycja, tata oświadczył się mamie po miesiącu, a dziadek, można powiedzieć, wygrał babcię w pokera, a było to tak, że mieszkali po sąsiedzku i dziadek zauważył babcię, stojąc w kolejce do referendum 3 x TAK, a że podczas wojny nauczył się grać w pokera, toteż długo nie zastanawiając się, zaproponował jej braciom grę o ich siostrę Marysię - opowiada żona muzyka.

Agnieszka Loska przyznaje, że wcale nie marzyła o ślubie, a już zwłaszcza nie z muzykiem, ale w zdobyciu żony Gienkowi pomógł telefon od babci.
- Babcia dzień po tym, jak poznałam Gienka, zadzwoniła do mnie - opowiada Agnieszka. - Na początku bałam się odebrać telefon, bo babcia w ogóle do mnie nie telefonowała i już myślałam, że rodzicom stało się coś niedobrego, ale kiedy odebrałam, zadała mi banalne pytanie: jak się czujesz? Dla mnie było to coś w rodzaju błogosławieństwa udzielonego mi przez babcię; jakiejś dziwnej intuicji - kończy opowieść.Gienek przeniósł się do Wrocławia w 2004 roku, na dwa tygodnie przed ślubem.

- Nie testowałam go wcześniej, choć to teraz jest bardzo modne, żeby pomieszkać z kimś przed ślubem - wspomina żona. Sama nie gra, ale muzyka towarzyszyła jej od zawsze.
- Chociaż rodzice nie mieli nic wspólnego z muzyką, nie-mniej zawsze była ona bardzo ważna w naszym domu - mowi Agnieszka Loska. - Pamiętam, że kiedy jako dziecko dostałam od taty biografię Elvisa Presleya, choć wcale nie wiedziałam, kim jest ten pan, wtedy moja młodsza siostra poprosiła tatę, żeby kupił jej jakąś kasetę z muzyką, która będzie się jej podobać i nigdy się nie znudzi. I co dostała? Kasetę Sex Pistols, a była wtedy w pierwszej klasie szkoły podstawowej - opowiada z uśmiechem Agnieszka.

Pytam, jak radzą sobie z popularnością, czy udział w programie bardzo zmienił ich życie? Agnieszka ze spokojem odpowiada: już przeżywaliśmy ten etap.
- Gienek był znany już wcześniej, miał zespół, grał w Krakowie, na Krupówkach i choć teraz rzeczywiście więcej osób nas zaczepia i chce porozmawiać, nie jest to jakiś wielki problem - zapewnia.

Z Gienkiem Loską trudno umówić się na rozmowę. Kiedy pierwszy raz zadzwoniłam, jego kalendarz był wypchany po brzegi - koncerty, nagrania, konferencje prasowe. Nawet kiedy rozmawialiśmy, odbierał telefon od "Dzień Dobry TVN", trochę się martwił, bo jak mówi, zapraszają tam tych, którzy nie przechodzą dalej, jako nagrodę pocieszenia. Każdą wol-ną chwilę stara się spędzać z żoną i córeczką. Często podkreśla w rozmowie, że rodzina zmieniła jego nastawienie do życia. To jeden z powodów, dla których nie pije już od 7 lat. Wcześniej bywało, że pił nawet litr alkoholu dziennie. Stąd wzięła się charakterystyczna blizna - podczas jednej z imprez spadł ze schodów.

Jakie ma plany na przyszłość? Niezależnie od tego, czy wygra program, czy nie, w lipcu zamierza powrócić na scenę z zespołem Seven B. Ale mimo to nie zamierza rezygnować z grania na ulicy, bo jak mówi - na stricie jest prawdziwa adrenalina.
- Jak staje wokół ciebie krąg ludzi i widzisz, co ich chwyta, a co nie, to trik socjologiczny, żeby ich do siebie przekonać - opowiada.
Nie powtarzając repertuaru, może śpiewać i grać prze 2-3 godziny. To uzależnia.

- Czasem potrafimy się założyć z kolegami, komu z nas pójdzie lepiej i to naprawdę motywuje, żeby dać z siebie wszystko, no i oczywiście, żeby wygrać, bo ten, który przegra, stawia - śmieje się Loska.
Czy głos mu czasem nie wysiada?

- Całkiem często zdzieram gardło i wtedy robię sobie trzy dni przerwy, a potem znów muszę się rozśpiewać, żeby dojść do tej samej formy. Kiedyś szedłem pośpiewać na ulicy, teraz znów ćwiczę gamy, dzięki Agnieszce, mojej trenerce z programu "X Factor".
- Nie jestem gwiazdą ani celebrytą - mówi o sobie, jednak z małym "ale". - Kiedy ludzie przychodzą do klubu po to, żeby mnie posłuchać, to taką gwiazdą jak najbardziej chcę być - podkreśla.

Czy nie spotkał się z zarzutami, że straci na alternatywnym wizerunku, biorąc udział w programie?
- Nie jestem niekomercyjny, mam 36 lat, żonę, dziecko. Wiem, że umiem śpiewać i to udowodniłem, chciałbym też móc z tego żyć - podsumowuje muzyk.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto