Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorączka skarbów na Dolnym Śląsku. Są dziesiątki zawiadomień o skarbach ukrytych podczas wojny

Rafał Święcki
W sztolniach wydrążonych w górze Ryszarda w Bolkowie znaleziono dotąd tylko: tory kolejki, narzędzia górnicze, wojskowe hełmy i sporo beczek.
W sztolniach wydrążonych w górze Ryszarda w Bolkowie znaleziono dotąd tylko: tory kolejki, narzędzia górnicze, wojskowe hełmy i sporo beczek. Marcin Oliva Soto
Gorączka skarbów na Dolnym Śląsku. Są dziesiątki zawiadomień o skarbach ukrytych podczas II wojny światowej. Zgłaszający liczą, że ktoś je wykopie, a oni dostaną 10 procent znaleźnego.

Jest kolejne zawiadomienie o skarbie ukrytym podczas II wojny światowej. Tym razem dokument wpłynął do kamiennogórskiego starostwa. Według zawiadamiającego skrzynie z cennymi przedmiotami miały zostać ukryte w lesie, w rejonie wsi Stara Białka w gminie Lubawka. Ten sam poszukiwacz, wcześniej zawiadomił urzędników o kosztownościach ukrytych w sztolniach pod Górą Ryszarda w Bolkowie.

Gorączka skarbów na Dolnym Śląsku

W ubiegłym miesiącu podobne zgłoszenie otrzymał urząd miejski w Kamiennej Górze. Pragnący zachować anonimowość mieszkaniec Kamiennej Góry twierdzi, że zna miejsce ukrycia pięciu ciężarówek z nieznanym ładunkiem. Niemiecki, wojskowy transport przed ponad 70 laty, miały wjechać do wydrążonego w zboczu góry schronu lub sztolni. Wlot ma znajdować się na terenie osiedla Antonówka.

- Liczba takich zgłoszeń ogromnie wzrosła. Mamy ich około 30 - mówi Barbara Nowak-Obelinda, Dolnośląski Wojewódzki Konserwator Zabytków.

Urzędami właściwymi do ich przyjmowania są starostwa, bo to one reprezentują skarb państwa, które jest właścicielem wszystkich podziemnych bogactw. Informujący o rzekomych znaleziskach, nie zawsze o tym wiedzą, stąd zawiadomienia nieraz trafiają do urzędów gminnych. Urzędnicy, bez względu czy doniesienia są prawdopodobne, czy nie, zawsze informują o nich Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
- Nie idą za tym żadne wielkie eksploracje. My badamy to tylko pod kątem tego, czy znalezisko znajduje się na terenie zabytkowym. Weryfikujemy informacje na starych mapach i w źródłach pisanych. Jeśli są to nieznane nam obiekty zabytkowe, wciągamy je do wykazów zabytków. To wszystko, nie prowadzimy poszukiwań, bo nie mamy na to środków – dodaje Barbara Nowak-Obelinda.

Zgłaszający najczęściej też nie zamierzają, prowadzić kosztownych poszukiwań. A polskie przepisy nie precyzują, kto miałby się nimi zajmować. Zdarza się, że w nieinwazyjne poszukiwania angażują się samorządy, których dotyczy zgłoszenie, ale nie robią nic więcej.

- Bardzo bym chciał, by znaleziono u nas jakiś skarb. Ale z wydobyciem ukrytych przedmiotów mogą się wiązać gigantyczne nakłady finansowe. Poza tym te operacje mogą być niebezpieczne, bo nie wiadomo jak, ukrywający zabezpieczyli skrytki – mówi starosta kamiennogórski Jarosław Gęborys.

- Zapanowała teraz swoista moda na zgłaszanie znalezisk, bo u nas prawie każda wieś ma własną legendę o ukrytych przez Niemców skrzyniach. Te działania poszukiwaczy skarbów, według mnie, mają znamiona „znaczenia terenu”. Mają nadzieję, że gdy w przyszłości, ktoś rzeczywiście coś znajdzie, oni będą uznani za pierwszych, którzy wskazywali te miejsca – dodaje starosta.

Nowa ustawa o rzeczach znalezionych gwarantuje znalazcy cennych przedmiotów otrzymanie tzw. znaleźnego. Taka osoba może domagać się jednej dziesiątej wartości rzeczy. Są jednak wątpliwości, czy wskazujący miejsce ukrycia jest znalazcą?
Zdarza się, że poszukiwacze wykładają własne pieniądze na penetracje. Tak było w latach 90., gdy na zboczach góry Sobiesz w Piechowicach robiono odwierty, w poszukiwaniu zakopanego tzw. „złotego pociągu”. Choć w ziemi zrobiono wiele dziur, nic wówczas nie znaleziono.

Zanim eksploratorzy zaczną kopać, muszą uzyskać zgodę właściciela terenu i konserwatora zabytków. Przy poszukiwaniach musi być obecny archeolog.
W tej roli w kilku próbach poszukiwania skarbów brał udział Adam Łaciuk. Według niego doświadczony archeolog szybko potrafi stwierdzić, czy na przestrzeni wielu lat ziemia była wzruszana przez człowieka.
- W mojej obecności nic nie wykopano, ale poszukiwacze zawsze wiedzą lepiej. Twierdzą, że mają informacje pewne w 100 procentach i kompletnie nie słuchają naszych rad – mówi Łaciuk. - Po pół godzinie sugerowania czegokolwiek, człowiek przestaje się odzywać, bo widzi, że to nie ma sensu – dodaje.

Dotąd oficjalnie prowadzone na Dolnym Śląsku poszukiwania nazistowskich skarbów kończyły się niepowodzeniem. Wśród poszukiwaczy krążą opowieści o sukcesach niezgłoszonych eksploracji. Największym takim odkryciem miałaby być tzw. szczelina jeleniogórska, w której podobno wyniesiono m.in. słynne carskie jajka Fabergé. Szczelina rzekomo znajduje się w górach między Lubomierzem a Radomierzycami.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jeleniagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto