MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

JELENIA GÓRA. Na usługach mafiosów - Policjanci mieli skompromitować prokuratora

Rafał Święcki
rys. Magdalena Wosik
rys. Magdalena Wosik
Wkrótce rozpocznie się proces dwójki policjantów, którzy według oskarżyciela mieli zbierać materiały kompromitujące jednego z prokuratorów tropiących aferę paliwową.

Wkrótce rozpocznie się proces dwójki policjantów, którzy według oskarżyciela mieli zbierać materiały kompromitujące jednego z prokuratorów tropiących aferę paliwową.

Wrocławska Prokuratura Apelacyjna skierowała do jeleniogórskiego sądu akt oskarżenia przeciwko pięciu osobom, w tym dwóm funkcjonariuszom sekcji kryminalnej. Policjanci są oskarżeni, że w celu osiągnięcia korzyści osobistych, próbowali zebrać materiały kompromitujące jednego z prokuratorów wydziału do spraw zwalczania przestępczości zorganizowanej w Jeleniej Górze.
Według prokuratury oficerowie kryminalni – Bogumił Z. i Krzysztof H., od maja 2005 roku przez kilka miesięcy prowadzili nielegalne działania operacyjne. Zlecili im je przestępcy zamieszani w olbrzymią aferę finansową, której wątki próbuje rozwikłać teraz jeleniogórska prokuratura.
– To skomplikowana sprawa o zasięgu ogólnokrajowym. W 2004 roku Generalny Inspektor Informacji Finansowej ujawnił przestępstwo polegające na praniu brudnych pieniędzy”. W czasie śledztwa okazało się, że popełniano także oszustwa bankowe i paliwowe. W stan oskarżenia może zostać postawionych nawet kilkaset osób, w tym urzędnicy bankowi. Wyjaśnienie wszystkich kulisów afery potrwa jeszcze kilka lat – mówi Ewa Węglarowicz-Makowska, rzecznik prasowy jeleniogórskiej prokuratury.

Śledztwo początkowo prowadził tylko jeden prokurator. To na niego „haki” mieli zbierać oskarżeni oficerowie. Zadanie zlecili im dwaj pochodzący ze Śląska mężczyźni – Andrzej L. i Zdzisław M. Policjantów poznał z nimi właściciel jednej z jeleniogórskich hurtowni budowlanych – Jacek M.
Przestępcy przedstawiali się jako oficerowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którzy mogą załatwić policjantom atrakcyjną pracę.
– Mówili o prokuratorze, który miał być podejrzanym o przyjęcie gigantycznej łapówki. Pytali, czy nie moglibyśmy pomóc im w tej sprawie. Sprawiali wrażenie profesjonalistów, daliśmy się nabrać – wspomina Krzysztof H., jeden z oskarżonych.

Twierdzą, że z głupoty
Oszuści przekazali im cyfrowy aparat fotograficzny, którym mieli fotografować prokuratora. Od policjantów wzięli podania o przyjęcie do pracy w specsłużbach i obiecali zatrudnienie, jeśli zostaną pozytywnie zlustrowani przez wywiad.
W śledztwie policjanci przyznali się, że kontaktowali się z przestępcami, ale twierdzą, że nie znali ich prawdziwej roli. Nie poprosili jednak o pokazanie legitymacji ABW.
– Owszem, wzięliśmy aparat, ale nikogo nie śledziliśmy. Zrobiłem jedynie trochę zdjęć swojej rodziny i krajobrazu. Po kilku miesiącach zwróciłem sprzęt i dowiedziałem się, że z pracy w ABW nic nie wyjdzie, bo zmieniła się ekipa polityczna. Zapomniałem o całej sprawie – mówi teraz Krzysztof H.
Afera wyszła na jaw mniej więcej po roku, po przesłuchaniu właściciela hurtowni Jacka M., którego prokuratura podejrzewała o powiązania z mafią paliwową. Złożył on zeznania obciążające funkcjonariuszy. W ręce śledczych trafił też aparat fotograficzny. Specjaliści, którzy badali jego dysk, nie znaleźli na nim jednak żadnych kompromitujących zdjęć.
Pomogli uciec?
Według Krzysztofa Schwartza, oskarżyciela z wrocławskiej prokuratury apelacyjnej, policjanci pomogli również w ucieczce ze szpitala Andrzejowi L., jednemu z głównych podejrzanych o udział w aferze paliwowej.
– Miał on zostać aresztowany, ale zasłabł podczas posiedzenia w sądzie i przewieziono go na oddział kardiologiczny. Podejrzany, choć miał przejść poważny zabieg, zniknął i ukrywał się przez pół roku. W końcu zatrzymali go funkcjonariusze CBŚ – mówi Ewa Węglarowicz-Makowska.

Odwołują zeznania
Oskarżeni policjanci przyznają, że byli tego dnia w szpitalu, ale nie pomagali nikomu w ucieczce. Ich znajomy wypisał się po prostu z oddziału i wyszedł, bo nikt go nie pilnował.
Krzysztof H. i Bogumił Z. przyznali się do stawianych im zarzutów. Teraz twierdzą, że zrobili to tylko, by wyjść na wolność z aresztu. Krzysztof H. zapowiada, że podczas rozprawy wycofa się ze wcześniejszych zeznań i będzie starał się udowodnić swą niewinność.
– Popełniliśmy głupotę, daliśmy się nabrać, ale nie złamaliśmy prawa – tłumaczy policjant.

Powinni wiedzieć
Zdaniem Krzysztofa Schwartza jest to linia obrony oskarżonych.
– To nie byli zwykli policjanci. To doświadczeni funkcjonariusze, znający zasady pracy operacyjnej, w której nie załatwia się nic na tzw. gębę. Wszystko powinno być dokumentowane. Gdy zorientowali się, że mają do czynienia z przestępcami, powinni zgłosić to swoim przełożonym – mówi prokurator.
Na ławie oskarżonych prócz funkcjonariuszy zasiądą Andrzej L., Zdzisław M. oraz Jacek M.

Poza służbą
Bogumił Z. odszedł już na emeryturę. Krzysztof H. jest zawieszony w służbie. Mimo że wyrok jeszcze nie zapadł, komendant miejski policji próbuje zwolnić go z pracy. Uznał, że nie musi czekać na prawomocne rozstrzygnięcie, ponieważ funkcjonariusz przyznał się do winy.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jeleniagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto