Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kamienna Góra: Strażak uratował życie chłopcu

RS
Kamiennogórski strażak uratował życie 2,5-letniemu chłopcu przez … telefon.

Na stanowisko kierowania straży pożarnej w Kamiennej Górze zadzwonił bardzo zdenerwowany opiekun dziecka, które przestało oddychać. Marek Malich, strażak z 6-letnim stażem, spokojnie i z opanowaniem instruował go, jak przeprowadzić akcję reanimacyjną. W międzyczasie wysłał na miejsce karetkę.

Mieszkający w Lubawce opiekunowie dziecka pomylili numery telefonów i zamiast na pogotowie zadzwonili na straż pożarną. Słuchawkę podniósł dyżurny starszy sekcyjny Marek Malich. Opiekun pytał co ma robić, bo dziecko nie oddycha. Pan Marek, krok po kroku wyjaśniał mu, by położyć chłopca na plecy i odchylić mu głowę do tyłu. A następnie jak przeprowadzić masaż serca w cyklu - 30 uciśnięć klatki piersiowej i dwa wdechy. - Kluczowy był czas. Dlatego najpierw zacząłem udzielać pomocy, a później dokończyłem procedurę przyjęcia zgłoszenia – mówi dyżurny.

Procedura nakazuje, by przy zgłoszeniu zdarzenia odnotować m.in. nazwisko osoby zgłaszającej, numer jej telefonu, rodzaj zdarzenia i kto jest poszkodowany. - W tym przypadku, było jasne, że pomocy wymaga 2,5 letnie dziecko – dodaje strażak.

Opiekun chłopca podczas akcji reanimacyjnej prosił, by szybko wysłać karetkę. W Kamiennej Górze w jednym miejscu ze strażakami, pracują dyspozytorzy pogotowia. Pan Marek przekazał tę informację siedzącej obok koleżance. Zespół pogotowia wyjechał po chwili. Gdy przybył na miejsce, stan dziecka nie był już krytyczny.

Chłopiec w czasie reanimacji zaczął odzyskiwać rumieńce na twarzy.
- Poprosiłem, by przyłożyli ucho do jego klatki piersiowej i sprawdzili, czy serduszko zaczęło bić. Nie każdy bowiem potrafi sprawdzić puls, przykładając palce do tętnicy. Serce biło, wiedziałem, że udało się go uratować. Duża w tym zasługa osób, które przeprowadzały reanimację, ja tylko je instruowałem – mówi skromnie pan Marek.

W sumie rozmowa trwała 10 minut. Po całym zdarzeniu opiekunowie dziecka, zadzwonili do dyżurnego, by podziękować mu za pomoc.

Dziecko zostało przewiezione do szpitala w Kamiennej Górze. Dochodzi do siebie, jego stan lekarze określają jako dobry. Nie potrafią jeszcze powiedzieć co było przyczyną utraty przytomności u chłopca.

Dyspozytorzy służb ratunkowych są przygotowani na udzielanie instrukcji pierwszej pomocy przez telefon. W podobny sposób uratowano w lutym 4-letniego chłopca w Barszczewie na Podlasiu. On także przestał nagle oddychać. Starszy ogniomistrz Krzysztof Zahorowski, który instruował rodziców, po akcji dostał od swych przełożonych nagrodę.

Dyspozytorka z Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Gdańsku, w czerwcu odebrała zgłoszenie dotyczące nieprzytomnego 3-letniego dziecka. Zgłaszająca kobieta była spanikowana i szybko się rozłączyła. Operatorka zgodnie z procedurą wykonała połączenie zwrotne i stanowczo poleciła rozpoczęcie reanimacji. Po kilku minutach dziecko przestało sinieć, przywrócona została akcja serca oraz oddech.

We wrześniu w takiej sytuacji znalazł się policjant - dyżurny lubińskiej komendy. Matka dziecka prosiła o pomoc, ponieważ jej dziecko było nieprzytomne. Tego chłopczyka też uratowano.

W ratowaniu życia liczą się minuty. Ważne jest, żeby słuchać dyspozytora i wykonywać jego polecenia. - Ludzie myślą, że w czasie reanimacji mogą komuś zaszkodzić. To nic nie robienie jest większą szkodą. Trzeba coś robić, działać - podkreśla dyspozytor białostockiej straży pożarnej Krzysztof Zahorowski.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jeleniagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto