Kupujemy coraz gorszą żywność. Jak jest zafałszowana?

Jak podsumowałby pan wyniki ostatniej kontroli podkarpackiej żywności?
 
 - Krótko mówiąc pokazują, że produkty w naszych sklepach są coraz gorszej jakości. Do 2009 roku mogliśmy jeszcze mówić, że mamy zdrową i dobrą żywność. Od pierwszego kwartału wspomnianego roku zaczęliśmy odnotowywać dużą ilość zafałszowań.
Na czym one polegają?
-Producenci zatajają niektóre, niezbyt chlubne składniki swoich produktów. Jednym z nich jest MOM, czyli mięso oddzielane mechanicznie. Jest to w zasadzie przemiał z kości zwierzęcych, który na etykietach widnieje jako mięso, choć nim nie jest. W wykazach składników często brakuje też informacji o tych alergizujących, takich jak seler i soja. Odkryliśmy szereg przypadków, w których masa mięsa lub ryby w przetworach w rzeczywistości była niższa niż ta podawana na etykiecie. Producenci zapłacili za to kary. Te najwyższe sięgały kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Jak sprawę etykiet reguluje prawo?
- Przepisy nakazują, że informacje o składnikach produktów spożywczych muszą być podawane czytelnie i eksponowane w obszarze wzroku każdego klienta. Ale sami wiemy, że czasem trudno je odczytać. W dodatku producenci stosują różnego rodzaju wybiegi, mające uśpić czujność konsumenta. Dla przykładu etykiety na kostkach masła nie informują o rodzaju tłuszczu, z którego masło zostało wyprodukowane. To extra musi mieć 82 procent tłuszczu zwierzęcego, a w praktyce okazuje się, że użyto tańszego, roślinnego. Druga sprawa to stosowanie skrótów np. "przeciw utl.”, "subst. konserw.”, które mniej świadomym konsumentom niewiele mówią. A jeśli jesteśmy już przy konserwantach dodam tylko, że fakt, że są dopuszczone do użytku przez sanepid, nie oznacza, że musimy je jeść. Wybierajmy te produkty, które ich nie zawierają.