Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na Dakarze pomagał Adamowi Małyszowi

RS
Polskapresse
Z jeleniogórskim strażakiem, mechanikiem polskiego teamu w radzie Dakar Maciejem Gorzyckim, rozmawia Rafał Święcki

Zmęczony?
- Tak, lot powrotny z Ameryki Południowej trwał wiele godzin. A przez ostatnie tygodnie udawało mi się spać jedynie po kilka godzin na dobę. Tegoroczny Dakar był wyjątkowo katorżniczym rajdem. Ale jestem zadowolony, bo udało nam się dojechać do mety w Limie. Zawodnicy w ciągu dwóch tygodni pokonali 9 tys. kilometrów. Ja byłem kierowcą – mechanikiem w zespole samochodu serwisowego. Ciężarówką przejechaliśmy ponad 7,5 tys. kilometrów. Wieźliśmy wszystkie części, potrzebne do naprawy samochodów naszych zawodników.

Jest pan członkiem zespołu RMF Caroline Team, w którym jednym z kierowców jest Adam Małysz. Jak trafić do takiej grupy?
- Interesuję się motoryzacją od dawna. Zanim zostałem strażakiem ukończyłem, technikum samochodowe. Kiedyś nawet marzyłem żeby jeździć tirem na międzynarodowych trasach. Życie potoczyło się inaczej, ale miłość do ciężarówek pozostała. Poznałem ludzi zajmujących się off-roadem. Jeździłem na różne imprezy jako ratownik medyczny. Z czasem usiadłem za kierownicą terenówki i brałem udział w wielu rajdach przeprawowych. Do zespołu RMF Caroline Team zaprosił mnie Albert Grzyszczuk, który jest motorem tego przedsięwzięcia. Gdy szefowie zespołu usłyszeli, że Adam Małysz po zakończeniu kariery skoczka chciałby skupić się na sportach motorowych, zaproponowali mu by spróbował sił w rajdach off-roadowych. Chyba idealnie wstrzelili się w jego zapotrzebowanie. Według mnie jego debiut na Dakarze był rewelacyjny. To wielki sportowiec, do każdej dyscypliny podchodzi profesjonalnie.

Na czym polegała pana praca na Dakarze?
- Głównym zadaniem, było prowadzenie ciężarówki serwisowej i pomoc przy serwisie. Pracy było bardzo dużo, bo samochody wymagały codziennie pełnego przeglądu – wymiany wszystkich filtrów i olei. Każdy zakamarek trzeba było czyścić z niezwykle drobnego piasku - fesz fesz. Rozbieraliśmy nawet silniczki spryskiwaczy szyb, by nie wysiadły na trasie, co wiązałoby się z dużymi problemami. Codziennego serwisu wymagało zawieszenie i układy napędowe. Do tego dochodziły awarie. Najpoważniejszymi, z jakimi do czynienia miały nasze dwie załogi w Mitsubishi Pajero, były uszkodzenia sprzęgieł. Pracy było tyle, że dwóch kolegów- mechaników z serwisowej ciężarówki nie przespało żadnej nocy. Ja mogłem zwykle zdrzemnąć się na kilka godzin, bo musiałem ją prowadzić. Koledzy spali, gdy ja jechałem do kolejnego obozu.

Dakar czymś pana zaskoczył?
- Brałem udział w wielu imprezach off-roadowych, także na pustyniach. Wydawało mi się, marokańskie wydmy są olbrzymie. Nie wyobrażałem sobie nawet gór piachu na pustyni Atakama. Były wielkości Śnieżki. To niezwykła pustynia, bardzo różnorodna. Podobał mi się też niezwykły entuzjazm kibiców, którzy przyglądali się rajdowi. Żyły nim tysiące mieszkańców krajów, przez które przejeżdżała impreza. Czułem się trochę jak gwiazda, bo każdy chciał zrobić sobie zdjęcie lub dostać autograf.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jeleniagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto