Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwszy dzień z nową listą leków refundowanych. Tak było w Warszawie

Redakcja
Nowa ustawa dotycząca leków refundowanych wzbudza liczne kontrowersje. Lekarze w ramach protestu stawiają na receptach pieczątkę "refundacja do decyzji NFZ" albo nie wpisują stopnia refundacji leku. Sprawdziliśmy, jak sytuacja wygląda w rzeczywistości i co o tej sprawie myślą pacjenci.

Pieczątka - "refundacja do decyzji NFZ" - którą przystawiają lekarze, budzi obawy pacjentów. To od niej często zależy czy apteka przyjmie receptę i pozwoli wykupić lekarstwo ze zniżką. Bywa bardzo różnie. Niektóre apteki bez problemu realizują "zbuntowane" recepty, inne odsyłają pacjentów z powrotem do lekarza. Czytaj także: "Refundacja do decyzji NFZ" i co dalej?Ustawa weszła w życie 1 stycznia br., dziś drugi dzień jej funkcjonowania, a problemów jest już całkiem sporo, a przecież większość pacjentów dopiero zmierzy się ustaleniami nowej ustawy.

Lekarze
niezależnie od tego, czy pracują w prywatnych czy publicznych ośrodkach zdrowia, masowo przystawiają "pieczątki protestu". "Gdybym się utrzymywał tylko z emerytury, sytuacja byłaby nie do przyjęcia. Na szczęście moja sytuacja finansowa pozwala mi ewentualnie wykupić lekarstwa bez refundacji" - mówi Władysław, którego spotkałam w mokotowskiej fili prywatnej kliniki "Lux Med". Dziś rano był u kardiologa - lekarza z długoletnim stażem pracy - i otrzymał receptę z dużą czerwoną pieczątką "refundacja do decyzji NFZ". Lekarz uprzedził go, że może mieć problem z wykupieniem lekarstw, twierdząc, że recepta nie daje gwarancji refundacji i jedne apteki przyjmą ją bez problemu, a inne mogą zażądać, aby zapłacić 100 proc. ceny, bądź odeślą go z powrotem do oddziału. Co ciekawe, inny lekarz w tej samej przychodni wypisał Panu Władysławowi dobrą receptę, bez problematycznej pieczątki - ale recepta dotyczyła innych lekarstw, a wypisywała ją młoda lekarka, która najwyraźniej miała inny pogląd na sprawę. Jak widać zdania lekarzy też są podzielone. W państwowej specjalistycznej przychodni zdrowia w Mokotowie, sytuacja wygląda podobnie, choć większość lekarzy przystawia uciążliwe pieczątki. "Moja opinia o całej sytuacji jest poniżej krytyki" - powiedziała mi Pani Wanda, oczekująca na wizytę u lekarza. "To dopiero początki, nie wiem co zrobię, gdy dostanę taką receptę." - martwił się inny chory, również oczekujący w kolejce. Rozmawiałam też z jednym z pracowników przychodni. Jak wynikało z rozmowy, lekarze boją się tego, że fundusz obciąży ich opłatami za lekarstwa i odsetkami. W myśl nowej ustawy, cała odpowiedzialność finansowa spada na lekarza, jeśli przyzna ulgę nieuzasadnioną względami medycznymi albo jeśli pacjent, któremu wypisał lek, nie jest ubezpieczony."Teraz nie ma dużo pacjentów, ale zdarza się, że przyjmuję 30 osób w ciągu 5 godzin. Co gdy przyjdą infekcje? Mogę nie być w stanie wszystkiego sprawdzić.

Nie mamy komputerów, nie sposób znaleźć stopnia refundacji leków. Jak jest dużo chorych, sytuacja jest napięta. Teraz przez tą ustawę, wszystko pisane jest pod presją. Lekarz też jest człowiekiem i jest omylny. Może nawet lekarze by się z czasem wszystkiego nauczyli, ale nie mogę pogodzić się z tym, że mam płacić karę. Podpieram się pieczątką" - mówiła zmartwiona lekarka z jednej z publicznych przychodni. Faktycznie w zakładzie nie było wielu pacjentów, ale mamy początek roku, a większość chorych wystraszona sprzecznymi doniesieniami odnośnie nowej ustawy, poszła do lekarza i wykupiła lekarstwa jeszcze w starym roku. Pieczątki, które budzą strach pacjentów, a uspokajają lekarzy, wyglądają różnie: mogą być duże i odbite czerwonym tuszem. Ta z mokotowskiej publicznej przychodni jest nieduża i czarna. Nie ma znaczenia ich kolor i wielkość, liczy się przesłanie. "Dobre apteki, z tego co wiem, realizują recepty z takimi pieczątkami. Pacjenci przychodzą i zawiadamiają mnie o tym. Ale ludzie są wystraszeni, zadają pytania. Muszę im wszystko tłumaczyć." - powiedziała lekarka.

"Są też pacjenci, którzy czekają, aż sytuacja się ustabilizuje. I zapisują się na wizyty za dwa tygodnie. My też liczymy, że dojdziemy do porozumienia z funduszem" - dodała. Sytuacja w aptekach wygląda różnie. Dwie apteki, w których byłam, były zamknięte. Na drzwiach zastałam kartkę z informacją "Apteka chwilowo nieczynna. Awaria. Przepraszamy!". W innej powoływano się na awarię komputerów - trudno stwierdzić, czy zamknięcie aptek było zbiegiem okoliczności, czy też po prostu nie zdążyły one uaktualnić systemu. W końcu ostateczna lista leków refundowanych dodarła do farmaceutów dopiero 30 grudnia po godz. 23. W Aptece Słonecznej na ul. Orzyckiej w Warszawie, wszelkie próby rozmowy spełzły na niczym. "Nie będziemy udzielać informacji, robimy wszystko zgodnie z instrukcjami NFZ" - poinformowała mnie farmaceutka.Apteka Świat Zdrowia na ul. Bełdan wita pacjentów plakatem: "Drogi pacjencie. Od 1 stycznia 2012 realizacja recept ze zniżka na leki refundowane może być niemożliwa we wszystkich aptekach!!!". Ta mokotowska placówka nie zdążyła podpisać jeszcze umowy z funduszem. Wniosek został złożony, ale to nie wystarczy. Na razie aptekarze nie przyjmują żadnych refundowanych recept. "Podstawowym problemem jest brak informacji. Nie wiemy, co jest zgodne z prawem. Najprawdopodobniej będziemy odsyłać pacjentów z pieczątkami "refundacja do decyzji NFZ". Ale trudno cokolwiek w tej chwili stwierdzić.

Z tego, co wiem, jeśli na recepcie podany jest numer oddziału NFZ pacjenta, to możemy wydawać leki" - powiedział pracownik apteki. Między aptekarzami a farmaceutami istnieje wyraźny podział zdań. "Stawianie takich pieczątek jest dla lekarza bardzo wygodne. Wszystko zostało zrzucone na nas. Co za problem jest kupić wykaz leków refundowanych i sprawdzić co wpisać. To, że lekarze w XXI wieku nie mają komputerów, to skandal." - skomentowała aptekarka.O tym, że pacjent może złożyć oświadczenie, że jest ubezpieczony - nikt nie słyszał. Wszyscy, których o to pytałam wyglądali na zaskoczonych. Problem, przed którym stanęli chorzy, lekarze i farmaceuci jest złożony. Każda strona ma swoje racje, ale jeśli nie zaakceptujemy pewnych zmian, zastanie nas jeszcze większy chaos. Wydaje się, że obecna sytuacja jest wynikiem wielu niedomówień, braku odpowiedniego poinformowania o zmianach, zarówno pacjentów, lekarzy jak i farmaceutów. Sam minister zdrowia mówił, że negocjacje trwały do ostatniej chwili. Dziś mamy efekty tego pośpiechu. Służba zdrowia wydaje się nie być do końca przygotowana do zmian. Możemy mieć tylko nadzieje, że koszta jakie musimy teraz ponieść, przyczynią się do "lepszego jutra".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto