Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pracownicy mszczą się na szefach i kolegach

RS
Napaść pracowników na wymagającego szefa lub agresywne zachowania wobec innych współpracowników, taką postać coraz częściej przybierają konflikty w pracy.

Andrzej Pabich ze Szklarskiej Poręby po takim zatargu stracił samochód. Ktoś podpalił opla zaparkowanego pod aparta-mentowcem, w którego recepcji pracuje od prawie roku. Sprawca w nocy oblał auto łatwopalną cieczą i podłożył ogień. Podpalacza poszukuje policja. Na razie bez efektu. Pan Andrzej ma jednak poważne przypuszczenia, że do pożaru mógł przyczynić się kolega, z którym pracował przez kilka miesięcy. Konflikt zaczął się od słownych tarć, szybko przerodził się w awantury z wyzwiskami i groźbami.
- Z nikim więcej nie miałem zatargu. Tylko ta osoba groziła, że mnie wykończy. Gdy stracił pracę, zaczął obwiniać mnie za swoje niepowodzenia. Kilkakrotnie widziałem go jak kręcił się przy moim domu – tłumaczy Andrzej Pabich.
Relację o trudnych relacjach w pracy potwierdza jego szef Michał Zakrzewski. - Kilkakrotnie próbowałem godzić obu panów. Niestety to nie przyniosło rezultatu. Pracownik, który od nas odszedł, nie nadaje się do pracy z ludźmi. Nie panuje nad emocjami. Był agresywny wobec mnie i innych osób. Potrafił rugać moją żonę i naszych klientów – wspomina pan Michał, który bez żalu rozstał się z kłopotliwym podwładnym.

Atmosfera w firmie poprawiła się, ale kilka tygodni później na parkingu doszło do wspomnianego pożaru. Andrzej Pabich obawia się, że podpalacz może posunąć się dalej. Jego były kolega z pracy, nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że w czasie pożaru był w domu. Alibi zapewnia mu żona. Policja nie postawiła mu zarzutów, ma status świadka.
Inaczej zakończyło się policyjne dochodzenie w innej sprawie pomiędzy skonflikto-wanymi pracownikami. Udało się ująć osobę, która nękała wulgarnymi listami dyrektora szpitala w Jeleniej Górze. Stanisławowi Woźniakowi i jego rodzinie w anonimowej korespondencji grożono. Podejrzanym jest 55-letni pracownik jeleniogórskiego szpitala. Mężczyzna chciał w ten sposób zmusić szefa szpitala do zmiany decyzji dotyczącej likwidacji stanowisk pracy. Listy były wysyłane od maja do sierpnia tego roku. By utrudnić odnalezienie nadawcy, nadawano je z różnych placówek pocztowych.
- Na trop sprawcy funkcjonariusze wpadli w wyniku prowadzonych w tej sprawie od samego początku działań operacyjnych – mówi podinspektor Edyta Bagrowska z jeleniogórskiej policji.
Mężczyzna nie przyznaje się do winy, jednak wg. policji dowody jego udziału w przestępstwie są mocne. Policjanci sprawdzają jeszcze, czy groźby miały związek z pobiciem dyrektora Stanisława Woźniaka, do którego doszło w marcu na parkingu przed szpitalem w Kowarach. Wówczas dwóch zamaskowanych mężczyzn zaatakowało go gdy wsiadał do samochodu. Ofiara została uderzona młotkiem w głowę. Dyrektor został niegroźnie ranny.
W Legnicy wiosną tego roku Adam P., 46-letni pracownik EnergiiPro zlecił pobicie swojego szefa, którzy według niego miał go prześladować w pracy. Wyrok wymierzyli trzej wynajęci bandyci, którzy skatowali dyrektora pałkami przed jego domem, gdy wyjeżdżał do pracy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jeleniagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto