Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Przecież hymn brzmi ten sam, a jesteśmy trochę inaczej traktowani". Dolnoślązacy na igrzyskach paraolimpijskich w Japonii [WYWIAD]

Justyna Orlik
Justyna Orlik
Lucyna Kornobys/Facebook
Tegoroczne igrzyska paraolimpijskie odbywają się w Japonii. Polska kadra od wielu miesięcy intensywnie przygotowuje się do startu w zawodach. Wśród sportowców znaleźli się też dolnoślązacy: Piotr Kosewicz z Zawidowa i Lucyna Kornobys z Jeleniej Góry. Z wicemistrzynią z Rio de Janeiro rozmawiamy o przygotowaniach i klimacie, jaki panuje w Japonii.

Jak jest w Japonii?

Ciepło, ciepło (śmiech). Aktualnie mamy tu 22.00, więc siedzę w swoim pokoju już po kolacji. Atmosfera jest jak na wszelkiego tego typu zawodach. Przygotowuje się do porannego startu w pchnięciu kulą, więc wszystkie treningi odbywają się rano, następnie zabiegi u fizjoterapeuty, później obiad. Czasami coś trzeba na miejscu pozałatwiać. Siedzimy najczęściej w pokojach, bo na zewnątrz jest duży upał. Dzisiaj było 35 stopni Celsjusza w cieniu, a 45 stopni w słońcu.

Czy wysoka temperatura na stadionie będzie odczuwalna?

Tak, na pewno. Byłam wczoraj na stadionie treningowym ok. 40 minut i momentalnie człowiek robi się mokruteńki, wszystko się lepi, koszulki się kleją.

Jak wyglądały przygotowania do tegorocznej olimpiady?

Treningi trwają od kilku lat, bo w przeciągu jednego roku człowiek nie jest w stanie przygotować się do igrzysk. Wcześniej mieliśmy rozpisany cykl czteroletni. Olimpiada miała odbyć się w zeszłym roku, ale z wiadomych przyczyn została przesunięta. Ten jeden rok dla niektórych okazał się zbawieniem, a dla innych utrapieniem. Dla mnie, w kontekście zdrowotnym, nie jest to najlepszy czas. Nabawiłam się kontuzji barku i mam z nim duże problemy, dlatego wystartuję tylko w pchnięciu kulą. Musiałam zrezygnować ze startu w rzucie oszczepem. W ciągu tego roku na siłowni przygotowywałam się samodzielnie. Brak asekuracji spowodował, że pewnie nie raz sztanga została źle odłożona na stojaku, a ręce dostały w kość. Nie mogłam też robić pełnej siły, a teraz dodatkowo musiałam zrezygnować z obciążeń, więc nie było realnych szans na zmagania w dwóch kategoriach sportowych.

W jakiej jest Pani kondycji?

Fizjoterapeuci świetnie się spisali, a bark (odpukać) cały czas się goi i jest duża szansa na dobre wyniki podczas pchnięć. Mam nadzieję, że uda się zdobyć medal i marzy mi się złoto.

Czy jest Pani w lepszej formie niż w Rio de Janeiro?

Na pewno jest lepiej, bo jestem silniejsza i dużo dalej pcham. W Rio srebro dał mi wynik 8 metrów, a w Japonii ta odległość nie da medalów. Myślę, że trzeba będzie pchać pod dziewiątkę, żeby załapać się na podium. To pokazuje, że wyniki cały czas idą do góry. W 2016 roku tylko Chinka i ja pchałyśmy osiem metrów, a teraz cztery zawodniczki pchają powyżej ośmiu metrów. Szanse na złoto nadal są jednak duże. Udało mi się poprawić rekord życiowy. Z drugiej strony wiem, że goni mnie Chinka, która też jest bardzo dobra, ale kilka razy przekonałam się, że jak tylko głowa poda, to wynik będzie dobry. Będę starała się ze wszystkich sił o to walczyć.

Czy jest czas na nawiązywanie znajomości między sportowcami?

Nie robimy tego ze względów czysto covidowych. Staramy się, żeby z innymi osobami za długo nie przebywać, bo możemy trafić na kwarantannę zupełnie przypadkowo. Nie po to przygotowywaliśmy się przez tyle czasu, żeby teraz przez nieuwagę wykluczyć się z zawodów. Rozmawiamy ze sobą maksymalnie przez 5 minut, zdając sobie nawzajem jedynie krótkie relacje.

Co denerwuje Panią na igrzyskach organizowanych przez Japończyków?
Na pewno problem covidowy, co utrudnia wszystkie przygotowania. Już pomijam, że ciągle chodzimy w maseczkach, co wcale nie ułatwia pracy, to klimat jest inny. W Rio też było gorąco, ale tutaj temperatura jest bardziej odczuwalna. Tak, czy inaczej igrzyska się zaczęły. Startują też nasi i mamy na koncie pierwsze medale. I oby tak dalej! Mam nadzieję, że poradzimy sobie w rywalizacji z innymi krajami, bo widzę po tym, co było na mistrzostwach Europy w lekkiej atletyce. Nikt nie spał, wyniki zostały bardzo wyśrubowane, więc to będą jedne z najlepszych igrzysk pod kątem wynikowym i będą padały rekordy życiowe i rekordy świata.

Jak się Pani współpracuje z trenerem?

Współpracujemy z Michałem Mossoniem od kilku lat i ta współpraca bardzo dobrze się układa. Czasami śmieje się w rozmowach z jego żoną, że spędzam z nim więcej czasu niż ona. Mam od niego duże wsparcie, szczególnie tutaj, na igrzyskach. Miałam mały kryzys ze względu na bark. Po wizycie w centrum Karoliny w lipcu było bardzo źle i głowa wtedy inaczej pracuje. Nie wiedziałam jeszcze, czy zdrowotnie wytrwam do igrzysk. Trener pomagał mi rozładowywać napięcie. Obydwoje jesteśmy uparci, ale tutaj wykazuje się bardzo dużą cierpliwością i spokojnie mi tłumaczy, dlaczego nie mogę dźwigać większych ciężarów lub robić rzeczy, które do tej pory trenowaliśmy. Myślę, że jeżeli uda się zdobyć złoty medal, będzie to głównie jego zasługa. Poza tym wytrzymać z kobietą... to wcale nie jest łatwo.

Czy wzięła Pani ze sobą jakiś amulet, który przynosi szczęście?

Tak, mam ze sobą słonika, którego dostałam od przyjaciela przed startem w Rio de Janeiro. Dostałam też plakietkę od siostry i jej rodziny z napisem: "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą". To był 2013 lub 2014 rok i przepinam ją od jednego plecaka do drugiego, żeby mieć ją cały czas przy sobie. Mam jeszcze podkówkę od kolegi siatkarza "Dziadka" - dusza człowiek - po igrzyskach w Rio nie pozwolił mi jej oddać. Myślę, że warto spróbować wszystkiego, żeby wynik był pozytywny.

Kto wspiera Panią najbardziej poza trenerem?

Przede wszystkim duża rodzina. Moje siostry i brat oraz najbliżsi z Głogowa. Przed wyjazdem współpracownicy z urzędu miasta w Jeleniej Górze zrobili mi niespodziankę. Wspierają mnie też sąsiedzi i wiele mieszkańców, którzy od lat mi kibicują.

W igrzyskach startuje również Piotr Kosewicz z Zawidowa. Co może Pani powiedzieć o swoim koledze z kadry?

Piotr startuje już 29 sierpnia i myślę, że to zawodnik z dużą szansą na medal. Warto o nim wspomnieć, bo we dwoje z trenerką bardzo ciężko pracują. Żałuję, że tak niewiele mediów o nas mówi, a przecież igrzyska - obojętnie czy pełnosprawne, czy niepełnosprawne - to duże wydarzenie sportowe. Hymn brzmi ten sam, a jesteśmy trochę inaczej traktowani. Z Piotrem było tak, że oglądał igrzyska w Rio i w taki sposób znalazł się w kadrze, bo postanowił, że jeśli inny kolega, który ma uszkodzony kręgosłup szyjny rzuca i zdobywa medale, to on też może. To niezwykle pracowity i wytrwały zawodnik. Wie, jak osiągnąć cel i do niego dąży, co pokazuje, że będzie walczył do upadłego o medal.

Czy chciałaby Pani coś dodać na koniec rozmowy?

Chciałabym, żeby cały Dolny Śląsk i cała Polska trzymała za nas kciuki i nam kibicowała. Myślę, że wciąż za mało się o nas mówi, a to trochę przykre. Sama jako sportowiec oglądałam zmagania pełnosprawnych kolegów i koleżanek. Wzmianki o nich, co chwilę pojawiały się na portalach internetowych, nawet jeśli nie udawało się im zdobywać medali. O nas nie pisze się tak często. Cały czas się z tym borykamy, więc cieszę się z każdej okazji na rozmowę i nikomu nie odmawiam wywiadów. Sport to sport, a wszyscy zawodnicy trenują z taką samą intensywnością, żeby osiągać wyniki.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jeleniagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto