Wczoraj rano mieszkańcy Mysłowa wyłapali prawie wszystkie i zaparłszy drzwi kawałkiem deski, zamknęli je w opuszczonym domu. Sołtys Wiesław Regdosz, który osobiście kierował akcją, twierdzi, że nie są głodne. Dostały karmę. Czekają na przyjazd mieszkającego gdzieś pod Warszawą syna zmarłej.
- Skontaktowaliśmy się z tym panem - mówi Jarosław Wroński. - Zadeklarował, że w dwa tygodnie rozwiezie wszystkie psy do schronisk.
W gminie odetchnęli z ulgą, bo za każdego psa w schronisku musieliby zapłacić ok. 1,5 tys. zł. Operacja kosztowałaby ok. 50 tys. zł. Poza tym - zdaniem działaczy Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt Ekostraż - nie ma w Polsce schroniska, które byłoby w stanie przyjąć tyle psów.
Do Mysłowa mają przyjechać wolontariusze. Przypilnują, by kundelki nie zostały porzucone w okolicznych lasach.
Kiedy wczoraj w południe przyjechaliśmy do Mysłowa, cztery z nich siedziały pod kratą w rolniczej przyczepce. Ponoć miały być przewiezione na noc do jednego z gospodarstw.
Zdaniem mieszkańców wsi, kobieta i psy mieszkali w strasznych warunkach. - W obozach pracy były lepsze warunki - twierdzi Jacek Łapiński, który dwa lata temu kupił posiadłość od komornika.
Nie miał serca wyrzucić starowinki. Dwa razy wpuściła go do środka. - Spała na łóżku zbitym z desek dwa metry nad podłogą, bo wszędzie biegały psy - opowiada. - Zagryzały się, zdychały, sikały i robiły kupy. Smrodu nie szło wytrzymać...
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?