Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Teatr Norwida. Recenzja przedstawienia "Nadobnisie i koczkodany, czyli zielona pigułka

Alina Gierak
Teatr im. Cypriana K.Norwida. "Nadobnisie i koczkodany, czyli zielona pigułka"- w teatrze jeleniogórskim sięgnęli ponownie po Witkacego. Zadnie reżyserskie było trudne, bo ta sama sztuka, zrealizowana w 1978 roku deskach Teatru Norwida przez Krystiana Lupę, odniosła duży sukces. Czy ma to szansę spektakl Pii Partum?

Teatr Norwida. "Nadobnisie i koczkodany
Zadnie reżyserskie było trudne, bo ta sama sztuka, zrealizowana w 1978 roku deskach Teatru Norwida przez Krystiana Lupę, odniosła duży sukces. Czy ma ma to szansę spektakl Pii Partum? Wątpię. Pierwszą przeszkodą jest niezrozumienie tekstu. Dosłownie. Gdy trzeba nadsłuchiwać, co aktor mówi, wytężać ucho, by go usłyszeć
(a tak jest w przypadku Grzegorza Margasa grającego Pandeusza Klawistańskiego), na dalszy plan schodzi tekst. Nie wiem zatem jakie poglądy Pandzia tak urzekły Tarkwiniusza ( dobra, czytelna i wyrazista rola Karola Kadłubca, że oddaje się mu całym sobą. Czy widz, do którego nie dotrze tekst, będzie potrafić odczytać ideę wspólnoty męskich dusz?
Atutem jest prosta scenografia, przypominająca nowoczesny klub disko. To wrażenie potęguje transowa muzyka Tomasza Mreńca. Gdy aktorzy do jej rytmu snują się milcząco po scenie, nonszalancko zarzucają futra na półnagie ciała (autorem kostiumów jest Andrzej Sobolewski), przeciągają nieco wyuzdanie, przedstawienie ma szansę uwieść widza. Tym bardziej, że dzięki choreografii Małgorzaty Fijałkowskiej udało się utrzymać erotyczno- niepokojący charakter scen zbiorowych. Gorzej ze słownymi pojedynkami.
Tekst Witkacego umyka uwadze widzów. Byłoby świetnie, gdyby po wyjściu z teatru zastanowili się, czy żyjemy w świecie nadobnisiów? Czy dziś panuje przymus na oryginalność? Czy jest miejsce na miłość? Ale pytania nie nasuwają się po tym spektaklu.
Nieco żywiej robi się, gdy na scenie pojawia sie Zofia z Abencergów Kremlińska (Anna Ludwicka -Mania). Jest istotnie femme fatale, dla której można stracić głowę. Tylko Tarkwinisz, jedyny w futrze zapiętym po szyję, nie poddaje się jej grze. Wydaje się być niewinnym nowicjuszem, czystym chłopcem, ale to on trzyma karty w grze. Choć na końcu przegrywa, jak inni. Świat, w którym nie ma reguł, gdzie rządzą żądze podsycane zieloną pigułką, zwycięża.
Na scenie rozgrywa się przepychanka ludzi walczących o uczucia. Słowo kocham, które pada ze sceny, umyka jednak w powodzi innych (tych które dosłyszymy). Nie wiadomo zatem, czy mamy śledzić kochanków czy dyskurs filozoficzny.
Gdyby ten Witkacy miał być o poszukiwaniu miłości, powinien być poprowadzony prościej i czytelniej. Gdyby miał być fascynującym, erotycznym przedstawieniem, nie powinien ograniczać się do tańca półnagich Mandelbaumów

Stanisław Ignacy Witkiewicz “Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka” Reżyseria: Pia Partum Ruch sceniczny: Małgorzata Fijałkowska Scenografia: Magdalena Maciejewska Kostiumy: Andrzej Sobolewski Muzyka: Tomasz Mreńca Występują: Marta Kędziora, Agata Moczulska, Anna Ludwicka – Mania, Robert Dudzik, Jacek Grondowy, Bogusław Kudłek, Piotr Konieczyński, Bogusław Siwko, Tadeusz Wnuk, Karol Kadłubiec (gościnnie), Grzegorz Margas (gościnnie) oraz statyści - mieszkańcy Jeleniej Góry

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jeleniagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto