Prokuratura oskarżyła dwóch monterów gazowni i jednego strażaka, który powinien dowodzić akcją ratowniczą. Staną oni przed sądem pod zarzutem nieumyślnego sprowadzenia zagrożenia życia, zdrowia wielu osób i mienia w wielkich rozmiarach.
Nie ewakuowali ludzi
Śledczy uznali, że błędem oskarżonych gazowników i strażaka było niezarządzenie ewakuacji i nieodłączenie prądu w budynku, do którego przedostawał się gaz.
Do eksplozji doszło w budynku nr 41 przy ul. Karłowicza 4 lutego. Gaz w budynku był wyczuwalny już od rana.
- To był straszny fetor gazu na klatce schodowej i w piwnicy – zeznał jeden z mieszkańców, który wezwał pogotowie gazowe.
Zgłoszenie zarejestrowano o godzinie 12:35. Gazownia zareagowała dość szybko, bo jej pracownicy zjawili się na Zabobrzu już po 15 minutach. Rozpoczęli poszukiwanie miejsca uszkodzenia. Zakręcili dwa zawory doprowadzającą gaz do budynku. Zmierzyli też jego stężenie w powietrzu. Ich wskaźniki wykazały 40 procent tzw. Dolnej Granicy Wybuchowości. Biegli stwierdzili później , że takie stężenie jest bardzo wybuchowe. Stężenie gazu mogło być nawet jeszcze wyższe, bo na urządzeniach monterów skończyła się skala. Mimo to gazownicy nie przekazali mieszkańcom informacji o niebezpieczeństwie. Nie poinformowali o zakazie używania ognia i urządzeń, które mogą wywołać zapłon. Nie nakazali ludziom opuszczenia mieszkań, a nawet otwarcia okien. W zeznaniach tłumaczyli, że pochłonęła ich lokalizacja usterki.
Gazownicy wezwali na miejsce jednostkę straży pożarnej, by strażacy pomogli w przewietrzeniu budynku. Użyto wentylatorów i wdmuchano do wnętrza budynku świeże powietrze. Stężenie gazu spadło do 15 procent, ale po chwili znów wzrosło do 40 procent.
Odkręciła wodę
O godzinie 13:45 jedna z mieszkanek odkręciła w swym mieszkaniu ciepłą wodę. Płomień junkersa wywołał zapłon gazu i wybuch. Poważnie ranna została kobieta, jej córka i mąż. Dopiero po wybuchu ewakuowano mieszkańców, w sumie około 180 osób. Dopiero o godzinie 14:10 wyłączono w budynku prąd.
Biegli orzekli, że dowódca pierwszej jednostki straży pożarnej, powinien objąć dowództwo nad akcją ratowniczą i koordynować działania innych służb. Do niego też należała decyzja o ewakuacji i wyłączeniu prądu. Żadnych z tych działań nie podjął.
Gaz w rurze ciepłowniczej
Śledztwo wykazało, że rura gazowa rozszczelniła się poza instalacją budynku. Dlatego zakręcenie zaworów, nie spowodowało jego ulatniania. Gaz dostał się do wnętrza bloku przez nieczynny kanał ciepłowniczy.
Oskarżonym pracownikom gazowni i strażakowi grozi od 6 miesięcy do lat 8 więzienia.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?