Trudno dziwić się, że coraz mniej tu sprzedających i kupujących. Wydawało się, że wszystko zmieni się na lepsze, gdy rok temu spółka kupiecka podpisała z miastem umowę dzierżawy na 10 lat. Niestety, na razie zapowiada się bez zmian.
Plan sobie, targ sobie
Zdaniem spółki winny jest brak współpracy pomiędzy miastem a kupcami. - Plac, który dzierżawimy, nie ma prawnie określonego przeznaczenia – mówi Jan Gniadzik, prezes zarządu spółki kupieckiej. – W umowie jest to teren określony jako wielkopowierzchniowy, co oznacza, że w pewnym momencie może zostać sprzedany prywatnemu przedsiębiorcy, który przykładowo wybuduje tam galerię – tłumaczy prezes brak inwestycji na targowisku.
Cezary Wiklik z jeleniogórskiego magistratu wyjaśnia, że nie ma takiego niebezpieczeństwa - jeżeli warunki umowy będą przestrzegane - dodaje.
Kupcy z „Flory” twierdzą, że bardziej przychylnie potraktowane jest targowisko „Zabobrze” i dzięki temu może się rozwijać. - Na Zabobrzu też rządzi spółka kupiecka, też ma plac w dzierżawie na 10 lat, ale według planu zagospodarowania przestrzennego, jest on przeznaczony na targowisko. - Gdybyśmy mieli pewność, że tak będzie z nami, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej – twierdzą kupcy z „Flory”.
Samorząd podkreśla, że warunki umów z zarządcami targowisk są analogiczne. Stawka czynszu i na „Florze” i na „Zabobrzu” - to 2,7 zł. - Różnica w zapisie planu przestrzennego zagospodarowania wynika z uchwały Rady Miejskiej, a nie decyzji prezydenta - dodaje Cezary Wiklik.
Targowisko Flora chluby nie daje
Zarząd spółki przyznaje, że obecny wygląd „Flory” nie przynosi im chluby. – Chcielibyśmy to zmienić, ale do tego potrzebna jest pomoc miasta, które musi określić na jakie inwestycje nam pozwoli - wyjaśnia Jan Gniadzik.
Skończą jak Kilińskiego?
Prawne przeznaczenie placu, to nie jedyny problem targowiska „Flora”. W umowie dzierżawy jest zastrzeżenie, że każda większa inwestycja, musi zostać uzgodniona z miastem. – Przedstawiliśmy projekty, ale magistrat nam nie odpowiada - skarżą się kupcy.
Na targowisku „Flora” panuje napięta atmosfera. - Mam wrażenie, że miasto celowo dało nam możliwie najgorsze warunki umowy, abyśmy się sami wykończyli i zrezygnowali z dzierżawy - mówi Krystyna Kołodziej, jedna z kupców. - Jesteśmy na granicy opłacalności, a kredytów brać nie chcemy. Obawiam się, że skończymy tak, jak ryneczek przy ul. Kilińskiego, po którym, dziś nie ma śladu - dodaje z goryczą.
MP
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?